Poszłam radośnie hopsasając z koszyczkiem do niejakiej babci… wróć suszarni (sorry, za dużo baśni), a więc miejsca rozmnażania się gołębii (na szczęście po zewnętrznej stronie okna), miejsca spotkań oko w oko z pustółką (owe ptaszysko po zewnętrznej stronie również, bo nie w ciemię bite, żeby dać się przytulać Elmirce w momencie największej ekscytacji), miejsca postoju dla wózków, hulajnog oraz okazyjnie butelek po sekretnie wypitym piwie. No w każdym razie idą gacie, spodnie, koszuliny, strzepywańsko, wieszańsko i nagle do uszu mych docierają dźwięki młodzieńczego szczebiotu, trele takie, heheszki
– Są wakacje, zróbmy coś krejzolskiego, chodźmy na dach napić się piwa
Uśmiecham się pod nosem i myślę, że małżonek mój najdroższy rzuciłby na moim miejscu -Studenty przeklęte, tfu. Będą się darły. Niechże któryś spierdoli się na ten durny ryj! – takie tam klątefki a la wiedźma z bajki o księżniczkach co umieją sprzątać i lico mają gładkie niczym alabaster.
Eniłej. Zawisło na sznurkach co trzeba. Zgarnęłam radośnie swój koszyczek czerwonego kapturka, tfu ten od prania znaczy i zamknąwszy złotym kluczykiem komnatę samotności i zapachu kłębuszka poczłapałam w kapciach a la crocsy i w zielonej sukience-podomce prezentującej trzy plamki po domestosie w kierunku domostwa swego.
Wnet zupełnie niepostrzeżenie stanęłam z młodzieżą oko w oko. Trochę do tego oczenia musiałam zadrzeć głowę ku niebiosom, gdyż rzeczone towarzystwo stało pół piętra wyżej i kombinowało jak tu się wdrapać na dach naszej wieży (ciekawe tylko po co? Żadne z nich nie miało włosów a la Roszpunka… Co oni na tym dachu będą robić, hę?).
Zrobiłam minę a la nauczycielka matematyki (prychnęłam wewnątrz w sobie w Kkrzypkowej z komizmu sytuacji, mina ma jednak kamienną pozostała) i od razu usłyszałam
– Dzień dobry!
od któregoś z młodzieńców stojących gęsiego do drabinki prowadzącej w przestworza. Te lata zgłębiania twierdzenia Pitagorasa nie poszły widzę w las – coś jednak z tej młodzieży wyrośnie Momentalnie wyrzekłam słowa godne 50+:
– Tutaj mieszka czworo małych dzieci, nie krzyczcie proszę
i natychmiast padła odpowiedź
– Przepraszam, nie będziemy
No i cisza iks de.
Czworo dzieci śpi.