Nadeszło lato.
Wiedziona wielkim apetytem na podróże postanowiła Krzypkowa ukazać swej Latorośli świat z pokładów różnych pociągów. Pracodawca nareszcie pozwolił swym zatrudnionym wybrać urlop, a więc hyc! Jedna podróż przebiegła pomyślnie. Warunki znośne, wycieczka się udała, zwróciły brudne jak nieboskie stworzenia. Druga wycieczka również zaliczona i nawet ofiar brak, a były przesiadki, były.
Aż tu nastała trzecia podróż. Albo raczej jej zapowiedź. Zakupiła Krzypkowa bilety. Zakupiła. Nie było łatwo, ale zakupiła. Pomyśli sobie ktoś, 2023 rok, wszystko da się przez internet zrobić. A jakże! Da się. Ale… Odnalazła Krzypkowa pociąg, w którym były jeszcze wolne miejsca w przedziale dla ludzi podróżujących z dziećmi w wieku jednocyfrowym. Zrealizowała płatność. Zapomniała hasła do konta, no bo przecież głowę ma nie od parady, ale hasła poparadowały były gdzieś i ze świecą ich szukać. Nic to, udało się bez rejestracji. Na maila powinny przyjść bilety. I co? i kredki. Ale nie wiem czy różowe te kredki… Po kilku godzinach jednakoż Krzypkowa porwała się na uruchomienie konta klientopacjenta w innej przeglądarce i bilet udało się ściągnąć. Ufff…
Wstała Krzypkowa w dzień wyjazdu, krzątnęła się, plecak spakowała, zawału dostała, gdyż zegar w kuchni pokazał złą godzinę, spociła się, gdyż „buty fisiują”, ale udało się! Wyszły z domu z tobołkami. Autobus myk i nawet udało się wcisnąć. Myśli sobie, teraz już z górki. Odnalazła peron, wczołgały się, slalom między ludźmi udało się ogarnąć, czekają. Czekają… Czekają… Pani od ti du du „pociąg regio, intersiti tiruriru ze stacji Koluszki do Dalekoniątkowa wjedzie niehybnie na peron czy i pół” mówiła i mówiła i zapowiadała kolejne przyjazdoodjazdy, zapowiadała opóźnienia itede i te tamte. Powiedzieła coś o pociagu Wawel z Berlina do Przemyśla i że ten pociąg to on 100 minut jest opóźniony. Myśli se Krzypkowa „no nieźle, komu się chce tyle czekać? Na szczęście to nie nasz, bo przecież miał przyjechać o 15.05, a my mamy pociąg o 15.15”. No i co? No i kredki, bo po piętnastu minutach, pięciokrotnym sprawdzeniu wszelkich cyferek na bilecie oraz wyszukaniu połączenia w ynternetach kapnęła się Krzypkowa, że ejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj!!! ale ejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj!! ten Wawel, to ten jednak pociąg co mamy nim jechać. Szlag!!!!!!! Na co Latorośl: „Siku”…
Szybkie przesyły prądu między neuronami i wycieczka do łazienki i szybka ocena zawartości kieszeni. Nie ma drobnych… Ale może jednak łazienka w cenie biletu albo da radę rozmienić pieniążka papierowego, bo Latorośl już ma żółto w oczach. Slalom między ludźmi, którzy mkną jak elektrony przebiegł pomyślnie i nawet trajektoria żadnego elektronu nie pokryła się z z naszą. Dotarły do łazienkowego przedsionka, a tam co? Maszynka do uiszczenia pieniążków i bramka jak do metra. Udało się zrealizować płatność kartą i wetknąć matkę z Bąbelkiem i dwoma torbami przez ową bramkę. Sikanie powiodło się. Ufff…
No i co teraz z tymi trzycyfrowymi minutami? No to heja na frytki, bo Latorośl zgłodniała. Po wykonaniu telefonu do przyjaciela uznała Krzypkowa, że co ona, nie da rady? Poczekają półtorej godziny i pstryk do pociągu się załadują, bo pani od tu du du obiecywała tak ładnie, że opóźnienie może ulec zmianie… W umyśle Krzypkowej zabrzmiało to tak jakby pociąg miał jednak opóźnienie zredukować, a więc optymistycznie patrzyła była w przyszłość. Meandry wyobraźni ukazały jej przedział cały pusty, bo przecież inni pasażerowie pewnie wymiękną i zrezygnują z podróży. Będzie więc dużo przestrzeni, Latorośl se pohasa. Za oknem jakieś sarny, krowy, bociany. Pogapią się na chmury. Będzie uroczo.
Po obiecanym czasie oczekiwania dawaj z powrotem na peron. Czekają powtórnie i czekają i już już pociąg przecież ma nadjeżdżać, gdy wtem co? Tu du du „pociąg Wawel z Berlina do Przemyśla, którego planowany przyjazd miał nastąpić o 15.05 zwiększył opóźnienie do 200 minut”… Tego już Krzypkowa nie wzięła na klatę. Żyłka jej w oku pękła, szlag niespodziewany trafił. Zawinęła Krzypkowa kiecę i dawaj do biura obsługi klienta, żeby bilet zwrócić. Ale ale… Nie tak szybko. Bo oto oczom jej ukazał się sznur kilometrowy złożony z wkurzonych ludzi. Pękła jej żyłka w drugim oku. Odbiła się jeszcze od okienka kasowego (szkoda, że innej spółki, która wozi ludzi z tego samego dworca) i tam urocza pani poinformowała ją, że należy złożyć reklamację w punkcie, gdzie owy sznur stoi. Szlag! Lub ynternetowo. Zawróciła więc wycieczkę Krzypkowa i dawaj na chatę. A tu co? Po władowaniu się do autobusu trafiły w popołudniowy kurna korek. Ja pierniczę. A nie, czekaj, jeszcze drugie sikanie było, bo przecież toalety na PeKaKurnaPe takie urocze…
Reklamacja złożona (na czerwono w formatce reklamacji napisane, że w żadnym razie piniążkuf nie oddadzą, jeśli w punkcie obsługi klientopacjenta nie dostanie się kartki, że się jednak zrezygnowało z podróży. W okienku ynternetowym przy wyświetleniu biletu był kafelek „rezygnacja z biletu”, ale się zmył, gdyż przecież godzina odjazdu minęła… Pociąg co prawda po czterech godzinach wciąż nie odjechał, ale z nieużytego biletu nie da się już zrezygnować.
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!