Dzieci mają niezwykłą dla mnie właściwość. Mianowicie ich obszar ruchowy w mózgu jest ewidentnie połączony z obszarem mowy. Obserwuję to niezmiennie od kilku lat wyprowadzając Dzieciory na spacery ze szkoły. Gdy stają przed wyjściem proszę ich o ciszę, tworzę listę imion, żeby żadne z nich mi się nie zapodziało. Mówię, że istotne jest dla mnie, żeby zachowały ciszę, gdy schodzimy po schodach do wyjścia, bo piętro niżej jest cała banda nastolatów, która ma lekcje i którym potrzebna jest cisza, żeby usłyszeli nauczyciela. I co się dziej, gdy już ruszamy? Gdy robimy kilka kroków po feralnych schodach? A no oczywiście od razu są chichoty, komentarze i upust całych monologów kotłujących się w tych małych główkach przez ostatnie dwie minuty ciszy. Zanim wyjdziemy na dwór cała rozwrzeszczana gromada zapomina o mojej prośbie o ciszę. Najlepsze jest to, że mam wrażenie, ze oni nie robią tego intencjonalnie. Że to jest coś silniejszego niż ich wola. Ruch oznacza bycie głośnym.
Tak samo jest z mą osobistą Córą. Jeździmy autobusem do przedszkola. Transport w ten sposób indukuje kilometrowy spacer, gdyż z przystanku jest jeszcze dość duży kawałek do przedszkola. No i w autobusie cisza, na przystanku cisza. Gdy jednak tylko przejdziemy przez pasy zaraz zaczyna się rozmowa.
– Tu jest platan, który zrzucił z siebie na jesień takie wspaniałe liście. Ale co to? One są mokre!!! Ble, ale dlaczego one są mokre?
No może dlatego, że w nocy padał deszcz… hmmm…
– A tutaj stoi fontanna. I co to za ślad na chodniku? Myślałaś mamo, że to śnieg, hehe
To tylko wyschnięte płytki chodnikowe, które przybrały barwę białą, gdy wszędzie wokół jest raczej wilgotno. Człapiemy sobie tak z tym moim Człowiekiem metr z drobnymi i dalej są dywagacje. Hmmm…
– Nie mam siły iść.
O ja, kilometr do przebycia, a tu sił brak.
– To na pewno dlatego, że nie jadłyśmy ostatnio brokułów. Brokuły przecież dają siłę. Ugotujesz mi brokuły?
No i człap człap dalej. A tu pachołki. No to trzeba mimo braku sił zrobić slalom. Potem przejście przez jezdnię i nasłuchiwanie, czy fontanna działa.
– Mamo, działa, słyszę jak plumka. A wiesz, że byliśmy tu na spacerze z przedszkola? Wiesz, że nie musimy już chodzić trzymając się węża? Jesteśmy już w grupie żółtej. To już nie musimy. A na ostatnim spacerze Antoś się tu posikał. A tam jest stacja kolejowa. Madamme Gazelle nie pozwala nam krzyczeć „Echo, echo”. Ale i tak niektórzy krzyczą. Chodzimy tutaj oglądać pociągi. A tutaj jest przejazd i samochody stoją, ale my możemy przejść przejściem podziemnym. Może będziemy szybsze niż samochody?
Wychodząc z podziemnego przejścia:
– A ja już nie chcę nieść tego liścia, zostawimy go tu na trawniczku? Zimno mi w nos. Czemu jest tak zimno? A będzie padał śnieg? Czy to są płatki? Zobacz, ja mam czarne rękawy, to dobrze widać jak płatki spadają.
I Paszcza nagle rozdziawia się mimo zimna.
– Płatki śniegu są smaczne. A masz coś do picia? Nie masz? O nieeeeeeee, mamoooooo! Musimy mieć picie, idziemy tak długo. Zimno mi w nos.
I dzierży to Dziecię me chustkę przy nosie, bo zimno, a jak się zasłoni chustką, to wiatr nie wieje.
– Wiatru, wiatru, przestań wiać! – zwraca się Vanesska do wiatru. Vanesska rozmawia z wiatrem, deszczem, śniegiem, ze słońcem, wszystko zależy od pogody.
– Łapkę podnieś do góry – upomina gdy przechodzimy przejściem dla pieszych. Tak ich uczy Madamme Gazelle, to wiadomka, że tak trzeba robić. Nie ważne czy ma się metr wzrostu, czy siedemdziesiąt centymetrów więcej.
Nim dotrzemy do przedszkola, to ja już wiem wszystko na każdy temat.
Dziecko me skarbnicą wiedzy.
Jeśli jednak jedziemy do przedszkola godzinę, czyli innym autobusem, a potem jeszcze dwoma innymi to w pojazdach siadamy jeśli są dwa sąsiednie wolne miejsca i Vanesska automatycznie zapada w drzemkę. Odzywa się jedynie w trakcie przesiadek.
– No gdzie ten autobus, chciałabym już być w przedszkolu. Tęsknie za Dżesiką.
Czyli teoria się sprawdza. Poparta wielokrotnymi obserwacjami na wielu dzieciach. Nie, że tylko moje tak ma 😛