Jestem nafskroś poruszona, rozdygotana jak meduza na karuzeli (termin pochodzi z twórczości Janina Daily, którą to twórczość oraz osobę głęboko podziwiam), zatrwożona ludzką niekompetencją! O!
A więc (i co z tego, że nie wolno od tego czegoś rozpoczynać zdania. Nie jestę polonistkom to mogę, gdyż kto mi zabroni?) przejęta zaleceniami tych i owych ludzi, którzy podobno znają się na rzeczy, a ich wynagrodzenia to odzwierciedla postanowiłam umówić Dziecię swe na wizytę u stomatologa. Szukam, węszę, znanolekarzuję, googluję… No i przypominam sobie, że niedaleko, tam za szkołą, ale przed biedronką jest jakaś klinika zębologiczna. Nic to, myślę sobie, zajrzę, zapytam.
Mam po drodze, gdyż ponieważ człapię właśnie w okolicy „załatwiając sprawy” (uwielbiam to określenie, kojarzy mi się z rozmową dorosłego z Dzieckiem „mamo, dokąd idziesz?” „Załatwić sprawy”. Znaczyć to może dokładnie wszystko- całe spektrum: od „po bułki” po „zakopać zwłoki”. Czytelników i jego wyobraźni pozostawiam interpretację. Rodzicielstwo bliskości it iz 😀 ) i kieruję swe człapando ku białym kamyczkom rozrzuconym finezyjnie wokół rzadkich acz ozdobnych roślin oraz szyldowi podświetlanemu „zębolog tfyh mażeń” (nazwa umyślnie zmieniona, gdysz wiadomka).
Wchodzę nieśmiało. Wita mnie naklejka na drzwiach „jesteś w dobrym miejscu, tu przyjmuje doktor Alojzy Krokodylewski zębolog roku 2015 w Szymiszowie na Mazowszu”. Myślę sobie, brzmi (wydźwięk tego napisu znaczy) drogo. Ale co tam, kto pyta wielbłądzi, a więc unoszę głowę pozując na człowieka majętnego, łapię odważnie za klamkę, przechodzę przez próg. Ciemno tam jak w d… Średniowieczu znaczy, ale oto oczom mym krótkowzrocznym ukazują się trzy (nie jedna, serio trzy i nie dlatego, że mam zeza) lica powabne, zmarszczką nieskalane.
„Proszę” dobiegło mych uszu, gdy osiągałam kontuar. Wybrałam które lico zostanie moją rozmówczynią.
„Chciałam zapytać, czy można wykonać u Państwa zabieg taki to a śmaki ale u Dziecka”.
Wszystkie trzy spojrzały na siebie jednocześnie rozszerzając sobie pole widzenia wytrzeszczem po czym jak na komendę pomachały głowami chórem dodając „chyba tak”. Nagle popadły jednak w wątpliwość i jedna przez drugą (mimo, że zwracałam się tylko do jednej) zaczęły mamrotać: „trzeba by było zapytać”, „chyba tak”, „ale musimy się upewnić”.
W końcu padło sentencjonalne pytanie „a ile dziecko ma lat?” „Siedem” odparłam zgodnie z rozeznaniem.
„Czyli ma już stałe zęby?”
„No nie wszystkie, część to jeszcze mleczaki”.
I ta mina, którą na tę odpowiedź przyjęło lico pt. „serio?” Dżizas!
Tak kurwa, wszystkie wszystkie ma już stałe! Właściwie od urodzenia ma już wszystkie stałe!
Zakładałam, że jednak osoby pracujące w recepcji hotelu znają się na ofercie hotelu, osoby pracujące w hurtowni opon znają się na oponach, a osoby będące wizytówką zębologa wiedzą czym się on zajmuje, jaki jest profil klienta oraz kiedy rosną jakie zęby.
Za dużo wymagam od ludzi ostatnio.
To starość, bez kitu.
Winter of my life is coming.