– Zrobimy ciasteczka?

– Taaaaaaaaaaaaak – krzyknęła Vanesska i truchtem nieznającym zmęczenia pomkła była do domu zeskakując uprzednio z huśtawki. Tam dosłownie zrzuciła buty, przeleciała przez łazienkę w locie myjąc ręce, otrzepała je o umywalkę i wytarła ręcznikiem aż do ostatniej cząsteczki H2O, gdysz dłonie muszą być osuszone w sposób odpowiedni i nie ma od tego wyjątków. W każdym razie mknąc tak niczym Harry na swym nimbusie ileśtamtysięcy pofrunęła do pokoju zgarniając odpowiednią barbetkę, która potrafi w pieczenie i ułamek sekundy później zmaterializowała się w kuchni.

W ruch poszła: mąka, miska, czasnęły drzwi lodówki i rozległo się głośne:

-Which container with eggs shall I use? Żeby nie było wątpliwości Człek Przedszkolny płynnie przechodzi na angielski gdy bawi się lalkami. A czymże było owe zdarzenie ciasteczkowe jak nie zabawą lalkami? Normalna rzecz, wszystko konsultowane z barbetką. Wiadomo, ona umie w pieczenie. Gdy już mąka była odmierzona kubkami i wcelowana do miski z dość muszę przyznać imponującą precyzją. Gdy już bejking pałder wfrunął był za rzeczoną mąką, a banan w pół drogi był między dłonią obierającą go ze skórki a drugą miską służącą za miejsce rozciapkania boguduhawinnego tegoż. Nastąpiła tedy pauza a może nawet pałza. Barbetka wraz z Vanesską zamarły na chwilę, by po krótkiej chwili rzucić tylko w locie, że koniecznie i nieodwołalnie należy przytaszczyć bejking stejszyn i zniknęły za zakrętem zamczyska naszego pińcetpokojowego. Teleportowało się Dziecko z lalą na podorędziu, a matka została na kaflach kuchennych ze znakiem zapytania malującym się na twarzy. Co to jest stacja do pieczenia? O co kurka kaman? I w jaki sposób to coś do pieczenia mieści się w Vanesskowym pokoju? Wróciła. W glorii i chwale, z uśmiechem na ustach i wnioskując po objętości klatki poczuciem triumfu. Czasnęła bejking stejszynem o stół kuchenny, zręcznie przebierając paluszkami zaczęła układać na mini półeczkach mini przybory do pieczenia, otworzyła mini piekarnik i zarządziła, że każda babeczka (bo jednak z ciastek wyszły babeczki… (Zupełnieniewiemjaktosięstało…) musi zostać upieczona w owym mini piekarniku. A że piekarnik jest rozmiarów lalkowych – to mieści się w nim tylko jedna babeczka na raz. Także matka zasiadła z kawą, uprzednio przygotowawszy blachę oraz piekarnik właściwy. Dziecko dzielnie łychą machało i nakładało odpowiednie ilości ciasta do papilotek silikonowych, każdą z nich wkładała do mini piekarnika rękami blond piękności w fartuszku (Ejprintem zwanym. Pojęcia nie miałam, że tak to się nazywa po angielskiemu. Ale dowiedziałam się przy tej oto okazji od Przedszkolaczki Mej). Odczekiwała jakiś tam czas dla każdej babeczki, wyciągała je kolejno z piekarnika i kładła na blasze właściwej. Generalnie hasło „ciasteczka” działa tak, że Młoda po prostu piecze.

Ja nie muszę nic robić 😀

Matka ma relaks…

Ciastka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń na górę